Chorwacja,  Europa

Wodospady Krka

Wodospady Krka, jeden z chorwackich cudów natury. Pomimo tego, że w całej Chorwacji cudów znalazłoby się wiele, wodospady określiłbym jako jeden z dwóch. Przynajmniej z punktu widzenia ich popularności. Na długo przed wyjazdem do Chorwacji, przeglądaliśmy różne blogi w poszukiwaniu informacji o Parku Narodowym Krka. Zdjęcia, które zobaczyliśmy, nie pozostawiały wątpliwości – to jest obowiązkowy punkt w czasie wizyty w Dalmacji.

Dojazd

No to przyjechaliśmy. Dotarliśmy do miejscowości Lozovac. Parking jest ogromny. Sprawia to, że pomimo pełni sezonu i dość późnej godziny (jest koło 11:00), nie ma żadnego problemu z zaparkowaniem auta. Po zgarnięciu z samochodu, czego potrzebujemy, kierujemy się do kas. Kolejka nie jest jakoś specjalnie długa. Właściwie, po 5 minutach jesteśmy już po drugiej stronie. Tu stoi już spory tłum ludzi czekających na autobus. Autobus, który ma dowieźć nas na początek szlaku.

Na wyświetlaczu nad kasami widzimy liczbę oscylującą w okolicy 2300. Limit osób, które mogą jednocześnie przebywać w parku to 10 tysięcy. 2300 oznaczało liczbę osób, które w danym momencie mogły wejść oglądać wodospady.

Autobusy jeżdżą bardzo sprawnie. Mimo sporej grupy czekającej w kolejce, w ciągu kolejnych 10-15 minut, wszyscy jadą już wygodnie zacząć swój spacer po najbardziej malowniczej części Parku Narodowego Krka. Przy wysiadaniu, nie da się pominąć, a właściwie nie usłyszeć, pracownika parku mówiącego przez megafon. Opowiada on o tym, w jaki sposób możemy spędzić czas w tym wspaniałym miejscu. Przede wszystkim o tym, jak dojść do głównego wodospadu (Skradinski Buk), o możliwości dodatkowo płatnego rejsu łódką po rzece Krka, a także o tym co zrobić kiedy już będziemy chcieli wracać.

Spacer

My decydujemy się przejść całą trasę przed główny wodospadem. Jak do tej pory wszystko szło ładnie i sprawnie, tak teraz wszystko odwróciło się o 180 stopni. Przemieszczanie się po drewnianej ścieżce to była udręka. Piękne okoliczności przyrody, ale taki tłum ludzi, że człowiek bardziej niż na podziwianiu, musi się skupić na tym, żeby nikt przez przypadek nie zepchnął go do wody. Nie mówiąc już o dziecku.

Po dojściu do wodospadu Skradinsky Buk, próbujemy znaleźć jakieś miejsce, w którym moglibyśmy rozłożyć koc. Udaje się nam, ale nie jest to prosta sprawa. Kolejna trudność to wejście do wody. Wszystko jest wyślizgane i o ile człowiek jeszcze da sobie radę, o tyle na dziecko trzeba patrzeć naprawdę uważnie. W wodzie również jest dość tłoczno. Zdecydowanie nie jest to miejsce dla tych, którzy chcą popływać. Poza tym jest dość dużo kamieni. Pamiętajmy, że jesteśmy w rzece. Nurt, choć niezbyt szybki, jest tu wyraźnie wyczuwalny.

Na polanie przy wodospadzie znajduje się pełno straganów z jedzeniem i różnego rodzaju pamiątkami. Przebitka cenowa jest ogromna, ale jeśli nie wzięliście nic ze sobą, to trochę nie macie wyjścia.

Wracamy na górę i kierujemy się w stronę autobusu. Widzimy, że na początku szlaku ludzi już zdecydowanie mniej (jest około godziny 16:00). Może lepiej było przyjechać później? Przy samy wodospadzie nadal jednak nieprzebrany tłumy.

Wszelkie informacje dotyczące cen, godzin otwarcia, map znajdziecie na stronie Narodowego Parku Krka.

Podsumowując, Wodospady Krka to miejsce, które na pewno warto odwiedzić. Zróbcie to jednak poza sezonem. Ze względu na warunki, my nie mogliśmy w pełni skorzystać z uroku tego miejsca. Po prostu, za dużo ludzi. Park przepiękny, ale nie zdecydujemy się raczej na powrót, a już na pewno nie w okresie wakacyjnym.

4 komentarze

  • MAGDA86

    My wyruszyliśmy z miejscowości Skradin, piękne miasteczko. Można popłynąć statkiem, ogromne kolejki i ścisk na statku lub przejść 4,5 km piechotką wzdłuż rzeki. Wybraliśmy pieszą opcje. Widoki piękne, aczkolwiek nie dorównają trasie od strony Lozovac. Plus jest taki, że ludzi garstka. Wejście pod wodospady rzeczywiście tłumne i wyślizgane, ale dla fanów wszelakiej wody jak my nie było problemu, ubawiliśmy się niesamowicie. W drodze powrotnej dzieci już trochę zmęczone marudziły, ale Skradin wszystko nam wynagrodził, plaża z łabędziami, piękne, wąskie, klimatyczne uliczki z ukwieconymi restauracyjkami, a kolacje zjedliśmy w paśmie restauracji nad brzegiem rzeki przy marinie i znów z łabędziami. Cudownie ??

    • Kamil

      Może kiedyś się wybierzemy jeszcze od tamtej strony, w mniej “tłocznym” terminie. To, że to cud natury, nie ulega wątpliwości, ale liczba zwiedzających potrafi to przyćmić.

    • Kamil

      O tym nie wiedziałem. Czyli tak naprawdę ostatni rok? No zobaczymy, co to w tym roku wyjdzie, ale jak coś to chętnie się tam przejdziemy, nawet bez kąpieli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *