Dolnośląskie,  Polska,  Strona główna

Rudawiec – Korona Gór Polski 14/28

Kontynuujemy projekt #polawkoronie i dzisiaj zabieramy Was na nasz 14. szczyt, którym został Rudawiec. Widnieje on na liście jako najwyższy szczyt Gór Bialskich. Jednak, jak to często bywa, można tą listę podważać i tak też zrobiliśmy w tym przypadku. Plan był bardzo ambitny i kto wie, czy nie jest to obecnie nasza najdłuższa górska wyprawa. Spacer był wspaniały i obalił wszystko co do tej pory przeczytaliśmy o Rudawcu.

Dojazd

Zacznijmy jednak standardowo od dojazdu. Żeby wybrać się na Rudawiec, należy, podobnie jak w przypadku wyprawy na Kowadło, dojechać do miejscowości Bielice, położonej w okolicy Stronia Śląskiego. Z Wrocławia, to około 130 kilometrów i nieco ponad 2 godziny jazdy autem. Najlepsze miejsce do zaparkowania znajdziemy w okolicy przystanku autobusowego. Nie ma tam wprawdzie wytyczonych miejsc parkingowych, ale bez problemów można zostawić auto na poboczu. Nieco dalej za strumykiem jest oznakowany parking, ale przed przejazdem przez strumień stoi znak zakazu wjazdu. Wiele wskazuje na to, że nie został on postawiony przez zarządcę drogi. W każdym bądź razie, żeby nie narażać się na żadne kłopoty, sugerujemy jednak zaparkować w okolicy przystanku.

Na szlak

Z tego miejsca ruszamy w stronę wspomnianego już parkingu i idziemy dalej wzdłuż strumienia. Po dosłownie 3 minutach, dochodzimy do rozwidlenia dróg. Idąc w lewo za zielonymi znakami, ruszymy w kierunku Kowadła. My wybieramy się na Rudawiec, dlatego też idziemy cały czas prosto za znakami niebieskimi, zielonymi i żółtymi.

Od samego początku towarzyszy nam szum Białej Lądeckiej. Liczne kaskady, ludzie biwakujący nad brzegiem, zapach lasu, błękitne niebo – to wszystko idealnie wprowadza w dzień. Warto dodać, dzień szczególny, gdyż po wejściu na Rudawiec będziemy już mieli na koncie połowę szczytów z Korony Gór Polski.

Po 5 minutach spaceru od wspomnianego rozwidlenia, odbija w prawo żółty szlak prowadzący do Stronia Śląskiego. My idziemy dalej prosto wzdłuż potoku po szlaku w kolorze niebieskim i zielonym. Kilometr dalej (około 20 minut) dochodzimy do miejsca, w którymi i te szlaki się rozdzielają. Szlak niebieski prowadzi dalej doliną Białej Lądeckiej, nie zahaczając jednak o żaden charakterystyczny punkt. Następnie przechodzi przez granicę polsko-czeską i tu w końcu dociera na jakiś szczyt, a konkretnie na Paprsek (1027 m n.p.m.). My jednak odbijamy w prawo i wędrujemy dalej szlakiem zielonym.

Czas iść pod górę

Od rozwidlenia, szlak zielony zaczyna piąć się w górę. Początkowo słychać jeszcze szum Czarnego Potoku spływającego do Białej Lądeckiej. Później zostaje nam już tylko śpiew ptaków i ewentualny szum lasu. Po kolejnym kilometrze (około 35 minut drogi) szlak krzyżuje się drogą o nazwie Dukt nad Spławami. Od tego momentu wchodzimy na teren Rezerwatu Puszcza Śnieżnej Białki. W zasadzie od samego początku poruszamy się w Śnieżnickim Parku Krajobrazowym, no ale tutaj wchodzimy już na obszar rezerwatu, więc ostrożnie i grzecznie idziemy wyznaczonym szlakiem.

Na tym odcinku szlak nadal prowadzi pod górę, chodź już zdecydowanie łagodniej niż na pierwszym odcinku. Trasa cały czas wiedzie przez las, choć właśnie w tej części prowadzącej przez rezerwat mamy kilka małych polanek. W słoneczny dzień, bardzo pięknie doświetlają nam przestrzeń.

Po kolejnym 1,5 kilometra (około 30 minut), docieramy do granicy polsko-czeskiej w okolice szczytu Iwinka (cz. Jivina) na wysokość 1077 m n.p.m. Szlak zielony odbija tutaj w prawo. To już ostatnia prosta na Rudawiec. Zostało nam jeszcze 800 metrów, których przejście nie powinno zająć więcej niż 15 minut. Ten kawałek to już spacer niemal po równej szerokiej drodze. Idziemy dalej przez las, ale nie jest on już tak gęsty jak wcześniej.

W różnego rodzaju opisach trasy na Rudawiec, spotykaliśmy się z opiniami, że jest to chyba najnudniejsze wejście jeśli chodzi o szczyty z Korony Gór Polski. Dodatkowo znajdujące się w okolicy Kowadło jest mocną konkurencją dla Rudawca w tej kwestii. Tylko las, zero widoków, no ale wejść trzeba. Z tym „tylko las i zero widoków” trudno się nie zgodzić, ale przecież spacer przez las też może być przyjemny. W połowie czerwca, ten ostatni odcinek wita tak soczystą zielenią drzew, traw, jagodowych krzaczków, że w połączeniu z pięknym słonecznym światłem, ciężko się nie zachwycić.

Rudawiec

Docieramy na Rudawiec. Co ciekawe jego czeska nazwa to Polská hora. Dodatkowo, tabliczka z nazwą polską i czeską, wcale nie stoją obok siebie. Dzieli je kilkanaście metrów. Nas interesuje oczywiście ta polska, przy której robimy sobie zdjęcie i przy której znajduje się skrzynka z pieczątką. Pieczętujemy nasze książeczki i tym samym możemy powiedzieć, że zdobyliśmy 14 szczyt Korony Gór Polski. Przed nami kolejna 14-stka.

Szczyt Rudawca nie jest specjalnie rozległy. W zasadzie ciężko nawet ocenić gdzie on jest, gdyż niespecjalnie wybija się on ponad otoczenie. Jesteśmy w rzadkim lesie. Widoków nie ma, choć idąc kawałek dalej jest miejsce gdzie można rzucić okiem na okolicę. Rosnące wszędzie jagody sprawiają, że miejsca na piknik też za bardzo nie ma, więc ruszamy dalej.

Dalej nie znaczy jednak prosto przed siebie. Gdybyśmy tak zrobili, zielony szlak zaprowadziłby nas np. na Śnieżnik. To jednak kawał drogi. My też mamy w planach jeszcze długą wędrówkę, tyle że my ruszamy w drugą stronę. Wracamy wzdłuż granicy do wspomnianej wcześniej Iwinki, skąd można zejść do Bielic. Większość ludzi tak robi, gdyż jest to najszybsza trasa na wejście i jednocześnie zejście z Rudawca. My jednak nie za bardzo lubimy wchodzić i schodzić tą samą drogą. Dodatkowo, Rudawca dotyczy pewna kontrowersja, związana z tym, czy rzeczywiście jest on najwyższym szczytem Gór Bialskich.

Omawiając tę kontrowersję, nie sposób nie wspomnieć o drugim szczycie należącym do Korony Gór Polski, najwyższym szczycie Gór Złotych, a więc znajdującym się nieopodal Kowadle.

To który szczyt jest najwyższy?

Zacznijmy od tego, że podział na pasma górskie i dalej wskazanie najwyższych szczytów opiera się na podziale Polski na mezoregiony według Jerzego Kondrackiego. W tymże podziale, mezoregion Góry Złote, obejmuje obszar zarówno Gór Złotych, jak i Bialskich. Co za tym idzie, nie ma takiego regionu jak Góry Bialskie. Czyli co? Rudawiec jest najwyższym szczytem pasma, którego nie ma?

Idąc tym tropem, jeśli Rudawiec nie leży w Górach Bialskich, to leży w Górach Złotych, gdzie mógłby być najwyższym szczytem, ponieważ jest dużo wyższy od Kowadła. Czy na pewno?

Nie do końca. Mamy tutaj takie szczyty jak: Postawna (1117 m n.p.m.), Brusek (1116 m n.p.m.) czy Smrek (1107 m n.p.m.), które są od Rudawca wyższe. Zakwestionować można ewentualnie ten ostatni, gdyż Rudawiec na liście Korony Gór Polski ma przypisaną wysokość 1112 m n.p.m. (choć najnowsze pomiary wskazują już 1106 m n.p.m.).

Wróćmy jeszcze do ewentualnego podziału mezoregionu Gór Złotych, na pasmo Gór Złotych i Gór Bialskich. W krajobrazie tego obszaru, bardzo ciężko wskazać wyraźną granicę. Należałoby założyć, że tą granicą jest Biała Lądecka. Wtedy rzeczywiście można byłoby uznawać Rudawiec za najwyższy szczyt Gór Bialskich. Problem natomiast byłby z Kowadłem, który jest niższy od wspomnianych już Postawnej, Bruska i Smreka o ponad 100 metrów.

Postawna i Brusek nie są jednak dostępne znakowanym szlakiem turystycznym, co może je dyskwalifikować, ale Smrek, czy jak na niektórych mapach jest to oznaczone jako Przełęcz Trzech Granic, już tak. Może problemem jest to, że przełęcz to przełęcz, więc nie może być ona najwyższym szczytem. Co nie zmienia faktu, że jest najwyższym punktem dostępnym znakowanym szlakiem turystycznym.

O tym jak zagmatwana to sprawa niech świadczy fakt, że ani Kowadło, ani Rudawiec, nie znajdują się ani w Koronie Sudetów (tu mamy Smrk po czeskiej stronie), ani w Koronie Sudetów Polskich (tu Postawna figuruje jako najwyższy szczyt Gór Złotych), pasma Gór Bialskich w ogóle nie ma w tych zestawieniach.

Wracamy na szlak

No dobrze, wracamy do naszej wędrówki, ale jak widzicie sprawa nie jest prosta, a my chcieliśmy zdobyć najwyższy szczyt.

Z Iwinki nie idziemy zielonym szlakiem w dół, a kierujemy się prosto, idąc wzdłuż granicy polsko-czeskiej. Jeśli chodzi o polskie oznaczenia, nie ma tutaj żadnych. Ten szlak nie jest oznakowany. Drogowskazy postawili za to bracia Czesi (choć nie ma tu również przypisanego żadnego koloru szlaku), co jak najbardziej uprawnia nas to wędrówki tym odcinkiem.

Droga wiedzie przez las, ale jest bardzo szeroka i pomimo braku oznaczeń na drzewach, nie wiem co trzeba by było zrobić, żeby się tutaj zgubić. Mamy tędy do przejścia dość długi odcinek, mający ponad 3 kilometry długości. Droga biegnie w zasadzie po płaskim, choć w ogólnym rozrachunku okazuje się, że zeszliśmy trochę w dół, co przełożyło się na niecałą godzinę spaceru. Na końcu tej części drogi z lewej strony dołącza do nas niebieski szlak. Ten sam, którym wędrowaliśmy na początku z Bielic, a który prowadzi na Paprsek.

Nie przywiązujemy się jednak za bardzo do niebieskiego koloru. Szlak po około 200 metrach skręca w prawo, przechodząc na czeską stronę. My kierujemy się dalej wzdłuż granicy. Droga jest szeroka, zaczyna prowadzić lekko (ale naprawdę lekko) w górę. Las z jednej strony w zasadzie zanika, co pozwala nam podziwiać widoki. Wreszcie! Te głównie ujrzymy po prawej stronie, a więc spoglądając się na czeską część gór, lub obracając się do tyłu i tu nasz wzrok zwrócony będzie na Masyw Śnieżnika.

Postawna i Travná hora

Po około 1,5 kilometrowej wędrówce od odejścia niebieskiego szlaku, warto uważnie przyglądać się drzewom. Wypatrzeć możemy tabliczki ze strzałkami, kierujące na dwa szczyty.

Pierwszy, to wspomniana Postawna. My zauważyliśmy dwie tabliczki w odstępie kilkudziesięciu metrów. Co najlepsze, tabliczka pokazuje kierunek, a nie za bardzo widać ścieżkę, po której można by było iść. Trzeba po prostu wejść w krzaki i trochę się poprzedzierać przez nie.

Do Postawnej jest około 400 metrów, co przy drodze przez krzaki zajmuje jakieś 10 minut, ale docieramy do szczytu. Szczyt, to dużo powiedziane, bo w zasadzie od ścieżki idącej od strony granicy, zeszliśmy minimalnie w dół. Widoków brak, ale robimy pamiątkowe zdjęcie i wracamy do granicy tą samą drogą. Chyba tą samą, bo w tych krzakach ciężko się połapać.

Drugi szczyt, to Travná hora leżąca po stronie czeskiej. Wchodzi się w krzaki mniej więcej w tym samym miejscu, co w stronę Postawnej, tyle, że tym razem trzeba skierować się w prawo.

Tutaj droga przez krzaki jest wyraźna i dużo krótsza (około 3 minuty). Travná hora ma wysokość 1124 m n.p.m., więc jest to póki co najwyższy szczyt z dzisiaj odwiedzonych. Nie jest uwzględniony w żadnej koronie, no ale proszę Was, być 3 minuty od szczytu i nie wejść?! Zwłaszcza, że na szczycie znajduje się kilka skałek, na których dzieci mają fajną zabawę, a dodatkowo, w końcu jest to szczyt z jakimś widokiem (w stronę Śnieżnika).

Brusek i Smrk

Wracamy do głównej ścieżki i kierujemy się dalej. Nadal bez koloru, ale nadal szeroką drogą i mniej więcej po równym. Niewielkie podejście notujemy po około 1,2 kilometra, czyli po około 25 minutach.

Jest to podejście na kolejny szczyt z listy, a więc Brusek, mający 1115 m n.p.m. Tu przynajmniej mamy jasność, że podchodzimy na szczyt, są kamienie, jest podejście (wprawdzie nie za ostre), jest zabawa. Kawał drogi trzeba było łącznie pokonać, żeby tutaj dotrzeć, ale to jest z miejsce z najlepszym widokiem tej wyprawy. Brusek widocznie wybija się ponad otaczającą przestrzeń, a na samym szczycie jest wprawdzie kilka drzew, ale w żaden sposób nie zakłócają one odbioru wizualnego.

Schodzimy z Bruska i zaledwie po 400 metrach (około 10 minut), dochodzimy do wspomnianej Przełęczy Trzech Granic lub jeśli ktoś woli swojsko brzmiącą czeską nazwę – Smrk hraničnik.

Tutaj robi się już kolorowo, gdyż w tym miejscu spotykają się szlaki: zielony, niebieski, żółty, a także droga oznaczona wprawdzie kolorem czerwonym, ale w inny sposób niż standardowo oznacza się szlaki.

Właśnie tą czerwoną drogę ruszamy teraz, przechodząc na stronę czeską. Kierujemy się na Smrk. Pomyśleliśmy, że szkoda byłoby być tak blisko i nie wejść na ten niewątpliwie najwyższy szczyt Gór Złotych należących do Korony Sudetów. To zaledwie 400 metrów (około 10 minut) od granicy, a szczyt mierzący 1127 m n.p.m. jest nasz.

Smrk położony jest w środku lasu, widoku nie ma żadnego i trzeba patrzeć na drzewa w poszukiwaniu tabliczki z nazwą szczytu, bo pod kątem wybitności, nie wyróżnia się on specjalnie od otoczenia.

A może by tak… dwa szczyty KGP jednego dnia?

Wracamy z powrotem do skrzyżowania szlaków na granicy i następnie idziemy wzdłuż niej za znakami żółtymi i zielonymi. Te zielone odbijają w prawo na czeską stronę po około 5 minutach, a my idziemy po znakach żółtych. Na początku w miarę po równej drodze, a potem już wyraźnie w dół. Im bardziej w dół tym pojawia się więcej drzew i znów idziemy przez las.

Nasza wędrówka tą drogą to ponad 4 kilometry, co przekłada się na ponad godzinę dobrego marszu, plus jakiś czas na odpoczynek, zdjęcia i trochę marudzenia, bo jednak pokonaną drogę czuć już w nogach. Dochodzimy do miejsca, w którym z prawej strony dołącza do nas szlak zielony. Jest to wspomniany na samym początku szlak, który idzie tu z Bielic w drodze na Kowadło.

Skoro tu jednak jesteśmy to wchodzimy i na Kowadło. To przecież tylko 15 minut w górę i 10 minut w dół. Wchodzimy żółtym szlakiem, schodzimy zielonym, wracając do tego samego skrzyżowania. Tym sposobem do długiej listy naszych szczytów dopisujemy kolejny szczyt z Korony Gór Polski! Nasz licznik nadal pokazuje jednak 14 szczytów, ponieważ Kowadło zdobyliśmy już kiedyś.

Od skrzyżowania schodzimy kilka minut przez las, a następnie około 15 minut do Bielic, kończąc naszą trasę wspaniałą panoramą.

Ach, co to był za dzień

Plan minimum na ten dzień to był Rudawiec, niezdobyty jeszcze przez nas szczyt z Korony Gór Polski. My zrealizowaliśmy plan maksimum+. Zdobyliśmy dwa szczyty z Korony Gór Polski, szczyt z Korony Sudetów, szczyt z Korony Sudetów Polskich, dwa szczyty z Diademu polskich gór. Wspaniały wynik.

Idealna trasa, jeśli chce się odczarować Rudawiec i Kowadło jako te najnudniejsze. Dużo do przejścia, ale w długi czerwcowy dzień do zrobienia bez żadnego problemu. Co ważne, ani Rudawiec, ani Kowadło, ani tym bardziej pozostałe szczyty nie są szczególnie popularne. Dzięki temu, nawet w pogodny dzień w czasie weekendu, były momenty, kiedy szło się dobre kilkanaście minut nie mijając nikogo na szlaku.

Trasę, którą przeszliśmy, możecie obejrzeć na poniższej mapie:

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *