Mogielica – Korona Gór Polski 8/28
Nasza górska przygoda z projektem #polawkoronie w 2022 roku, zaczęła się od całkiem mocnego uderzenia. Zacznijmy od tego, że dostaliśmy zaproszenie na spotkanie integracyjne, w którym brało udział kilka rodzin. To co nas ze sobą połączyło to Instagram i wspólna pasja.
Spotkanie odbywało się w Witowie koło Zakopanego. Dla nas była to niesamowita okazja do zdobycia jednego ze szczytów z Korony Gór Polski z jej “karpackiej” części.
Padło na królową Beskidu Wyspowego. Mogielica, bo o niej mowa, wznosi się na wysokość 1170 m n.p.m. Jest to nasz ósmy szczyt z Korony Gór Polski, a pierwszy znajdujący się w Beskidach. Co więcej jest to pierwszy szczyt, który zdobyliśmy zimą, gdyż wspomniane wyżej spotkanie zaplanowane było na początek lutego. Zima nie zawiodła, ale o tym za chwilę.
Dojazd
Na początku kwestia dojazdu. My startowaliśmy na Mogielicę z Przełęczy E. Rydza- Śmigłego. Znajduje się tam niewielki parking, który może pomieścić około 10 samochodów. Przynajmniej tyle był w stanie pomieścić w czasie, gdy był zasypany śniegiem. Być może latem jego pojemność jest większa.
Jechaliśmy prosto z Wrocławia, co zmusiło nas do pokonania prawie 340 kilometrów. Przy niewielkim ruchu, trasa zajęła nam nieco ponad 3,5 godziny. Jadąc z Krakowa, odległość wynosi niecałe 80 kilometrów, a jej pokonanie bez korków zajmie godzinę i 15 minut.
My jechaliśmy Zakopianką (droga krajowa numer 7) do Lubnia, następnie zjechaliśmy na Mszanę Dolną, a w końcu w stronę wsi Chyszówki. Właśnie za tą wsią znajduje się Przełęcz E. Rydza- Śmigłego.
Przełęcz Rydza- Śmigłego znajduje się na wysokości 696 m n.p.m. W zależności od źródła, możecie spotkać się również z inną nazwą, a mianowicie Przełęcz Chyszówki. Na przełęczy znajduje się krzyż i kamień (Pomnik Spotkania Pokoleń) na pamiątkę walk Legionów Polskich, które były dowodzone przez Rydza- Śmigłego.
Ruszamy na szlak
Mogielica przywitała nas prawdziwie śnieżną zimą. Na szczęście, mowa tylko o tym śniegu, który już spadł. Obyło się bez żadnych opadów, temperatura na dole lekko dodatnia, na niebie przewaga chmur, ale z pojawiającymi się przejaśnieniami. Zabieramy ze sobą sprzęt do zjeżdżania (może się przyda) i ruszamy. Już na początku mieliśmy problem z odnalezieniem zielonego szlaku. Oznaczenia na początku nie były najlepsze. Wiedzieliśmy, że musimy pokonać pole i dotrzeć do lasu.
W końcu udało nam się znaleźć ślady osób, które prawdopodobnie szły przed nami. Wykorzystaliśmy je do pokonania pola. Mimo, że nasz spacer zaczęliśmy o godzinie 11.00, szlak był totalnie nieprzetarty. Idąc co chwila zapadaliśmy się po kolana w dość świeżym śniegu. Dojście do lasu, to odległość około 200 metrów, ale dał nam się ten kawałek mocno we znaki.
Po wejściu do lasu, śnieg był już ubity i szło się o wiele lepiej. Tyle, że jak się okazało las kończył się za kolejne 200 metrów i znów zaczęliśmy brodzić w śniegu, aby dojść do drogi prowadzącej do części wsi Chyszówki o nazwie “Do Sarysza”. Było to kolejne 200 metrów. Następnie szlak prowadzi drogą przez wieś.
Tuż za wsią, droga się kończy, a szlak zaczyna prowadzić już bardziej pod górę, odsłaniając pierwsze panoramy na Beskid Wyspowy. Na niebie pojawia się Słońce, co dość szybko powoduje, że robi się naprawdę ciepło i ten odcinek przebiega nam bardzo przyjemnie. Przez najbliższe 700 metrów idziemy drogą pod lasem, ciesząc się pięknymi widokami na wschodnią stronę. Z drugiej strony ciężko nie patrzeć na gałęzie uginające się pod ciężarem mokrego śniegu.
Wchodzimy na polanę, na której stoi mała drewniana chatka. Znów zapadając się w śniegu mijamy ją po naszej lewej stronie. Po około 300 metrach wchodzimy z powrotem do lasu i tu szlak zaczyna już mocniej wspinać się pod górę.
Coraz bliżej celu
Niemal 1,5 kilometra dalej, znajdując się na wysokości około 1050 m n.p.m., przechodzimy przez fragment Rezerwatu Mogielica i wychodzimy na Polanę Wyśnikówka. Podobnie jak poprzednio, brak lasu oznacza głębokie zaspy. Tu zapadamy się już niemal po pas, ale idziemy konsekwentnie przed siebie. W pewnym momencie na polanie robi się dość płasko i idziemy chwilę po równym terenie.
Odsłania się tutaj piękny widok na stronę zachodnią, na Gorce i Tatry. Pomimo dość dużego zachmurzenia dostrzegamy w oddali charakterystyczny szczyt Giewontu. Przede wszystkim jednak widzimy przed sobą cel naszej podróży. Mogielica wydaje się na wyciągnięcie ręki. Odsłonięcie widoku na zachód, ma też swój minus, jest nim dość mocny i zimny wiatr wiejący z tamtej strony. Na płaskim fragmencie Polany Wyśnikówka, śnieg jest mocno przewiany i zmrożony. W tym miejscu jego głębokość ledwo sięga kostek. Jesteśmy już jednak całkiem wysoko, a to z postępującym zachmurzeniem i wiejącym wiatrem, znacznie obniża nasz komfort termiczny.
Po 300 metrowym spacerze przez polanę, wchodzimy ponownie do Rezerwatu Mogielica i do lasu. Stąd na szczyt jest około 400 metrów. Niby niewiele, ale tym razem, pomimo tego że jesteśmy w lesie, szlak jest niewydeptany, a śnieg jest bardzo luźny. Dalej ścieżka prowadzi po zboczu, co powoduje, że cały czas prawa noga zjeżdża w dół i trzeba dość mocno się wysilić, żeby przywrócić ją na właściwe tory i jeszcze podciągnąć do góry.
Szczyt
Na szczyt docieramy po niespełna 2,5 godziny. Przemarznięci, zmęczeni, część z przemoczonymi skarpetami i otarciami na stopach. Mogielica jest dość dużym szczytem. Jest tutaj sporo miejsca na rozłożenie koca i zrobienie sobie pikniku. Oczywiście latem, bo na początku lutego, nie za bardzo widzieliśmy taką możliwość. Na szczycie znajduje się znak i skrzyneczka z pieczątką, dla zbierających pamiątki, albo robiących Koronę Gór Polski.
Jest tutaj również wieża widokowa, niestety zamknięta z powodu złego stanu technicznego. Patrząc na nią, rzeczywiście nie polecam korzystania z niej. Wiem, ze są plany na postawienie nowej i oby to kiedyś doszło do skutku, bo sam szczyt jest zalesiony, a z takiej wieży widok jest tam na pewno przepiękny.
Na szczycie znajdziemy jeszcze tablicę pamiątkową, poświęconą katastrofie lotniczej na zboczach Mogielicy, która miała miejsce w czasie II wojny światowej w 1944 roku.
Schodzimy tą samą drogą do naszego auta. Droga w dół zajmuje nam około 1,5 godziny. Potwornie zmęczeni przebieramy się i ruszamy na fantastyczne spotkanie z ludźmi o podobnych zainteresowaniach.
Mogielica dała nam w kość. Mogło być oczywiście dużo gorzej, bo ani nie było wielkiego mrozu, ani nie było lodu na szlaku. Raczki absolutnie zbędne, stuptuty zdecydowanie wskazane. Może kiedyś powrócimy tu latem odczarować nasze wspomnienie o królowej Beskidu Wyspowego i rozgościć się na jednej z tutejszych przepięknych polan. Co by jednak nie mówić, wyprawa została zakończona sukcesem i na naszym koncie jest już 8 szczytów należących do Korony Gór Polski.
Naszą trasę możecie obejrzeć na poniższej mapie.